Roztocze Południowe, jakże inne od dobrze poznanych okolic Zwierzyńca, Krasnobrodu, Szczebrzeszyna. Kraina pełna legend, czarów, świętości. Tygiel kultur i wyznań, nieraz skłóconych ze sobą za życia a po śmierci połączonych jednym miejscem pochówku. Ot po prostu w lesie, na skraju jak i w głębi, na polach… krzyż bruśnieński , symbol śmierci i przemijania , jest jedną z dzisiejszych atrakcji południowo-wschodniego pogranicza. Atrakcją zniszczoną, obłamaną, rozsypującą się, gdzie nie gdzie odrestaurowaną…podobnie jak tutejsze cerkwie. Nieliczne zadbane i odnowione, inne podparte sztachetami by się nie zawaliły lub „poprawione” na kościoły rzymsko-katolickie.
Na pierwszy rzut oka nie
znajdziemy tu nic ciekawego. Dookoła pustka i wielka bezludna przestrzeń.
Jednak gdy rozejrzymy się dokładniej cała skrzynia skarbów stoi przed nami
otworem. Ostańce: Wielki Dział i Goraje ( najwyższe wzniesienia na Lubelszczyźnie
), drzewa zaklęte w trzeciorzędowe skamieliny, tajemnicze kręgi kamieni jak Diabelski Kamień
lub Świątynia Słońca, krystaliczne źródełka i kaskady wodne to wszystko i wiele
więcej wraz ze wspomnianymi kopułami cerkiewnymi i krzyżami dawno zapomnianych
mogił tworzą unikalny klimat. Do tego dodam Linie Bunkrów Mołotowa i już można sobie w
pewien sposób to wyobrazić.
Obejrzeć te cuda wcale nie jest
łatwo. Brak komunikacji a nawet dróg, dość rzadka infrastruktura turystyczna (
bardzo małe zaludnienie tego rejonu wahające się od 10 do 20 osób na kilometr
kwadratowy ) nadal czynią te „Małe Bieszczady” słabo poznanym przez szersze
grono turystów miejscem.
Kilka słów o naszym biegu. Start i meta w Lipsku pod
Narolem. Plan był taki by pobiec zielonym szlakiem przez Pizuny na Wielki
Dział, następnie w stronę Werchraty przez Goraje i Monastyrz ( prawda, że te
nazwy są piękne i tajemnicze? ), naszą metą tego dnia był Horyniec Zdrój. Nie
pierwszy raz podczas tej wyprawy opuściliśmy szlak. Inną niż zamierzona drogą dobrnęliśmy
do Woli Wielkiej. Do zobaczenia jest cerkiew z 1755 r. mocno zaniedbana i
ciągle niszczejąca jak i cmentarz.
|
Cerkiew w Woli Wielkiej |
|
Krzyż na cmentarzu pod cerkwią |
|
Cerkiew i cmentarz |
Dalej
niebieskim szklakiem pobiegliśmy w stronę Wielkiego Działu ( 390m n.p.m. )
|
Na szczycie :) |
następnie
zielonym w stronę Długiego i Krągłego Goraja ( 391 i 389 m n.p.m. ) i wzgórza monastyrskiego.
Co prawda ruiny dawnego klasztoru są ogrodzone i nie ma do nich dostępu ale
możemy zobaczyć miejsce po samotni św. Brata Alberta.
|
Zagubione krzyże bruśnieńskie |
|
Miejsce po samotni św. Brata Alberta |
Długim
zbiegiem dostajemy się do Werchraty. Jakże zawiła i bolesna jest historia tej
sołeckiej wsi położonej w Dolinie Górnej Raty. Pierwsze wzmianki o tej osadzie datowane
są na rok 1444. W czasach bardziej nam współczesnych wieś zmieniała nazwy
kilkukrotnie od Wierzchraty poprzez Boguszów aż na obecnej nazwie skończywszy.
Działalność UPA jak i Akcja Przesiedleńcza „Wisła” skutecznie przetrzebiły
ludność tu zamieszkującą. W 1939 r. było 6093 osoby, w 1950 r. 393, zaś obecnie
ok. 480 – co daje najmniejsze zaludnienie na kilometr kwadratowy – 11 osób…Gawędzimy
z miejscowymi w jedynym sklepie, jak ciężko tu żyć, że młodzi wyjeżdżają, nie
ma perspektyw ani rozrywek ale też im trochę zazdroszczę tego spokoju…
|
Okolice Werchraty. Fot.archiwum Tomasz Michalak |
|
Okolice Werchraty. Fot.archiwum Tomasz Michalak |
|
Okolice Werchraty. Fot.archiwum Tomasz Michalak |
|
Krajobraz po PGR... |
|
Dawno opuszczone budynki przy PKP w Werchracie |
Czas
na nas, po niespełna godzinie zielony szlak poszedł sobie w bliżej nie
określonym i niewiadomym dla nas kierunku…szlak w jedną a my w drugą. Z
większymi lub mniejszymi przygodami docieramy do Horyńca Zdrój.
Tutaj
mała dygresja. Celem jeśli można tak napisać tego blogu jest pokazanie pięknych
miejsc, zainteresowania nimi Was Drodzy Czytelnicy. Nigdy nie
reklamowaliśmy niczego za wyjątkiem przyrody. Teraz zrobię wyjątek. Kwatera, w
której spędziliśmy noc. Bardzo sympatyczni ludzie a przede wszystkim kuchnia
jaką serwuje Pani Domu jest genialna. W pokojach czysto, pościel i ręczniki świeżutkie
i pachnące ( poszewka na kołdrę z rombowym wycięciem…jak dawniej u babci…)
Jeszcze raz dziękujemy i będziemy polecać!
|
Z Gospodarzami, Horyniec Zdrój ul. Myśliwska 132 |
Kolejny
dzień. Mglisty ranek.
|
W drodze do Radruża |
|
Konik Polski |
Biegniemy
do Radruża by zobaczyć zespół cerkiewny z XVI w. jeden z piękniejszych drewnianych zabytków
architektury sakralnej w Polsce. W skład którego wchodzą: cerkiew pod wezwaniem
św. Paraksewy ( w środku polichromie malowane wprost na deskach, ikonostat
został przeniesiony do muzeum w Łańcucie i Lubaczowie ), dzwonnica z przełomu
XVI i XVII w. oraz cmentarz. Cerkiew ma charakter obronny, otoczona jest murem
kamiennym i niegdyś czymś w rodzaju fosy. Jest jeszcze druga cerkiew św. Mikołaja z początku
XX w.
|
Cerkiew pod wezwaniem św. Paraksewy w Radrużu
|
|
Cerkiew pod wezwaniem św. Mikołaja w Radrużu. Fot archiwum Tomasz Michalak |
|
Polichromia na deskach Fot. archiwum Tomasz Michalak
|
|
Polichromia na deskach Fot. archiwum Tomasz Michalak |
|
Cmentarz za murami Cerkwi. Fot. archiwum Tomasz Michalak
|
|
Krzyż pod Cerkwią. Fot. archiwum Tomasz Michalak |
Na
nowo jesteśmy w Horyńcu, gdzie przyłączył się do nas kolejny uczestnik – mowa o
psie, który przebiegł z nami ponad 27km…tak bardzo żal było się z nim rozstawać…
We wsi
Podemszczyzna w lesie odnajdujemy stary cmentarz greko-katolicki. Liczne krzyże
bruśnieńskie rozmieszczone na wzgórzu i bagnach…cały urok Roztocza Południowego…Tego
nie da się opowiedzieć, moje mizerne zdolności pisarskie tego nie opiszą nawet
w najmniejszym procencie. Trzeba tam pojechać, zostawić cały zgiełk miasta, odnaleźć
ciszę i zatopić się w lasy i pola. Chcieć coś zobaczyć poza utartymi szlakami a
z pewnością trafimy na wspaniałości tego regionu, może nawet sami znajdziemy
skamieniałe drzewa, spenetrujemy bunkier lub natkniemy się na bardzo stare
cmentarzyska.
Dalsza
nasza droga przebiegła z dala od zamierzonego szlaku. Wylądowaliśmy przez
stawach, gdzie jeden z nas coś znalazł dla siebie do jedzenia.
|
Bezdroża |
Dobiegliśmy do szosy, złapaliśmy stopa
i wróciliśmy do Narola.
Przez dwa dni przebiegliśmy 80km. Niebawem znowu tam powrócę…
Poniżej ślady GPS z pierwszego i drugiego dnia:
|
Dzień pierwszy |
|
Dzień drugi |
Tomek... Twoje zdjęcia i opis tego co widzieliście i przeżyliście sprawia, że najchętniej spakowałabym się dziś i pojechała sama to zobaczyć... Zazdraszczam!
OdpowiedzUsuńJak już pobiegniesz w tych wszystkich mejdżerach to Cię zabierzemy ze sobą :)
OdpowiedzUsuńDla mnie była to pierwsza zaprawka prawie ultra. Równie piękna co momentami bolesna. Dobrze, że Tomasz w swojej subtelności i dobrym smaku pominął wszelkie epitety i złorzeczenia, które usłyszał po adresem swoim, niedostatecznie dobrze oznakowanych szlaków i my już tylko wiemy czego jeszcze.
OdpowiedzUsuńBrawo za dystans i brawo za relacje, bo solidnie przygotowana. Okolica dobrze mi znana z wakacyjnych wypadów i przyznaję szlaki tragicznie oznaczone. Szkoda, że nie udało Wam sie zahaczyć o żaden bunkier, bo niektóre całkiem dobrze zachowane.
OdpowiedzUsuńDziękuje :-) możliwość poprawki będzie w listopadzie.
Usuń