Niedokończone Dzieło Życia
Gaudiego czyli Sagrada Familia na
zewnątrz poraża detalami, z których żaden się nie powtarza. Natomiast w środku
jest dość surowa, monumentalna, trochę podobna do budowli gotyckich. Światła,
które dostają się przez liczne witraże do wnętrza świątyni dopełniają dzieła.
Kolory tańczą różnymi barwami tworząc nie widzianą dotąd przeze mnie grę
światła i kształtu. Wraz z obrotem Ziemi wnętrze inaczej się oświetla…nie mogę
tego opisać słowami… urzeczony spędziłem w środku prawie dwie godziny…
Casa Batllo - kamienica Smok, sama sobą przedstawia walkę św.
Jerzego z Bestią. W środku poraża dbałością wykonania detali oraz
funkcjonalnością samego pomieszczenia. Bardzo duże okna, osadzone w ramach w
kształcie piszczeli, które „wylały” się z wnętrzności smoka rozprutego mieczem.
Fasada budynku zdobiona balkonami o wyglądzie czaszek, zaś sam smok leży na
dachu. Jego łuskowate cielsko tworzy dachówkę kamienicy a przez jego oko można
podziwiać Barcelonę.
Park Guell – to bajkowe domy, najdłuższa ławka świata zdobiona mozaiką z ceramicznych płytek i kolorowa salamandra. Park to bardzo dobre ale też i tłoczne miejsce do biegania. Ścieżki szutrowe, dużo podbiegów. Najlepiej wybrać się tam z samego rana lub późnym wieczorem.
Park Guell – to bajkowe domy, najdłuższa ławka świata zdobiona mozaiką z ceramicznych płytek i kolorowa salamandra. Park to bardzo dobre ale też i tłoczne miejsce do biegania. Ścieżki szutrowe, dużo podbiegów. Najlepiej wybrać się tam z samego rana lub późnym wieczorem.
Dzielnica Gotycka – Barri Gotic – pajęczyna ulic, uliczek, zaułków,
barów i knajpek. Nasze ulubione miejsce na tym wyjeździe, spędzaliśmy tam wiele
nocnych i mocno porannych godzin na odkrywaniu Barcelony tej bardziej schowanej
przed turystami.
Montjuic – jedno ze wzgórz nad Barceloną ( 173 m n.p.m. ) wspaniałe
miejsce do biegania, ścieżki ziemne jak i asfaltowe. Sztywne podbiegi wśród
palm i oczek wodnych. Widoki zarówno na Barcelonę jak i Morze Śródziemne
rekompensują wysiłek. Na szczycie zamek, niedaleko Stadion Olimpijski i muzeum sztuki Katalońskiej.
Wieczorem u jego stóp odbywa się pokaz fontann, światła i muzyki.
Park Cytadeli – kolejne znakomite miejsce do biegania. Jest płasko,
tylko ścieżki ziemne. Wspaniała fontanna, dla ciekawych ogród zoologiczny a
nieopodal Łuk Triumfalny.
Wzgórze Tibidabo – 512 m n.p.m. znakomity punkt obserwacyjny na
miasto pod warunkiem, że nad Barceloną nie unosi się smog. Trochę jak nasza
Gubałówka, na górze groch z kapustą: monumentalny kościół a obok karuzele,
stragany…mało to wszystko do siebie pasuje. Dobre miejsce do zrobienia ciągłego
biegu pod górę, z poziomu morza na szczyt po szutrowych drogach…miód dla
biegaczy i kolarzy ( piękny asfaltowy podjazd ).
Wybrzeże – jeśli u nas biega dużo ludzi to na barcelońskim wybrzeżu biega ekstremalnie dużo osób. Młodzi, starzy, kobiety, mężczyźni, po prostu wszyscy. Promenadą wzdłuż plaży lub samą plażą. Można podziwiać wschód słońca, port, dobiec do pomnika Kolumba i dalej aż na wspomniany Montjuic.
Targ w Barcelonie – miejsce do biegania jest raczej słabe ale ile
tam rozmaitości – ryby i owoce morza wszelkiego rodzaju, mięsa, owoce, warzywa,
przyprawy, soki ( z moim ulubionym – z kokosa ). Można tu zobaczyć codzienne
życie od kuchni, wizytę polecam obowiązkowo.
La Rambla – tu z kolei wizyty nie polecam, takie Krupówki lub Monciak, knajpy, pamiątki raczej tandetne i bardzo drogie, a przede wszystkim tłok, tłok i jeszcze raz tłok…no dobra raz można się przejść…Po jednej stronie ulicy mamy dzielnicę gotycką zaś po drugiej dzielnicę do której się lepiej samemu jak i w ogóle nie zapuszczać…oczywiście z moją Panią Żoną byliśmy i tam, bardzo wczesną godziną kiedy lokalsi jeszcze nie wytrzeźwieli a prostytutki czekały na ostatnich lub pierwszych klientów. Za wyjątkiem uciekających myszy nikt się nie spieszył tylko tubylcy patrzyli na nas dość podejrzliwie. Na szczęście nie musiałem odkrywać funkcji obronnej statywu fotograficznego…
La Rambla – tu z kolei wizyty nie polecam, takie Krupówki lub Monciak, knajpy, pamiątki raczej tandetne i bardzo drogie, a przede wszystkim tłok, tłok i jeszcze raz tłok…no dobra raz można się przejść…Po jednej stronie ulicy mamy dzielnicę gotycką zaś po drugiej dzielnicę do której się lepiej samemu jak i w ogóle nie zapuszczać…oczywiście z moją Panią Żoną byliśmy i tam, bardzo wczesną godziną kiedy lokalsi jeszcze nie wytrzeźwieli a prostytutki czekały na ostatnich lub pierwszych klientów. Za wyjątkiem uciekających myszy nikt się nie spieszył tylko tubylcy patrzyli na nas dość podejrzliwie. Na szczęście nie musiałem odkrywać funkcji obronnej statywu fotograficznego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz