Myślałem co by napisać, jak ta
relacja ma wyglądać? Ma być śmiesznie, dramatycznie? Mam kreować się na Herosa,
na Biegacza z Żelaza? Coś już naskrobałem, ale po wszystkim wydało mi się to
błahe i poszło do kosza.
Pomysł na IRONa zrodził się w
zeszłym roku. Wszyscy mi go odradzali a wiadomo, że zakazany owoc ma wyjątkowo
słodki smak więc się zapisałem, opłaciłem, dostałem numer startowy 3 i
czekałem. Czekałem, czekałem, aż o biegu zapomniałem. Były inne priorytety w
trakcie sezonu. IRON to miała być wyjątkowa impreza, coś czego jeszcze
wcześniej nie robiłem, ba coś czego wcześniej w Polsce, w takim zestawieniu
biegów, nie było. Przepis na sukces w tych zawodach jest dość prosty, trzeba
ostro napierać w górach i w maratonie, reszta biegów stanowi otoczkę. To
wypełnienie, w postaci pozostałych 6 dystansów, to nie puch gęsi, raczej
mniejsze lub większe gwoździe uwierające uczestników IRON RUN. Cały cykl jest
skonstruowany w ten sposób by zawodnik miał bardzo mało czasu na odpoczynek ( pierwszej
nocy w ogóle nie spałem ). Zróżnicowanie kilometrażu jak i nawierzchni biegów
jest duże, co za tym idzie tempo poszczególnych jednostek jest bardzo zmienne,
taki interwał.
IRON RUN to 8 biegów, rozegranych w ciągu 48 godzin
Program imprezy, moje wyniki i
miejsca w poszczególnych konkurencjach wśród uczestników IRON RUN
Dzień Pierwszy:
Krynicka
Mila; 00:05:51 – 35 miejsce
15
km; 01:05:37; +360m -360m – 18 miejsce
5
km; 00:20:52; +80m -80m – 14 miejsce
Dzień Drugi:
64
km Ultramaraton po szlakach Beskidu Sądeckiego; +3070m -2970m, 09:42:22 – 42
miejsce
4,2
km; 00:17:55 – 14 miejsce
Dzień Trzeci:
Koral
Maraton; +600m -600m 03:41:30 – 9 miejsce
Bieg
na Jaworzynę; 2,6 km, +470m; 00:22:52 – 9 miejsce
1
km; 00:04:18 – 18 miejsce
Ogólnie jest to ok. 136 km o przewyższeniu ok. + 4580m -4010m
Wygrywa ten, kto osiągnie
najlepszy czas wszystkich ośmiu konkurencji.
Proste.
Cały cykl był dla mnie przeżyciem
dość sporym. Fizycznym ale i psychicznym. To była podróż w głąb siebie, pewnego
rodzaju wzruszenie. Wydaję mi się, że nie było mnie w Lublinie od przynajmniej
dwóch tygodni a to było tylko trzy dni. Czas mi się trochę sprasował lub
wydłużył, w każdym bądź razie straciłem jego rachubę. Nie czuję się wyjątkowo,
nie jestem żadnym górskim biegaczem, ultrasem albo innym napieraczem. Aczkolwiek
nie pojechałem tam wozić się po limitach. W każdym biegu dałem z siebie
wszystko, bez kalkulacji co będzie za 2 godziny lub dwa dni. Bez myślenia o
tym, że jutro góry i rozsądniej byłoby oszczędzić trochę nogi. Każdy start z
tych ośmiu traktowałem na zasadzie pojedynczych zawodów… i z tego swojego uporu
i ambicji jestem najbardziej zadowolony.
Zaczęło nas 79 osób, skończyło 55, ja byłem 20.
Na mecie po raz pierwszy poczułem się wyjątkowo. Organizator ( Dyrektor Festiwalu był jednym z uczestników, który ten bieg z nami ukończył ) zadbał o to by kibice wiedzieli jaki to był wysiłek i ile to nas kosztowało, zarówno tego pierwszego jak i pięćdziesiątego piątego. Był pamiątkowy medal, koszulka finiszera, zdjęcia, przybijanie piątek. Bieg kosztował mnie dużo, teraz to czuję. Czy się zapiszę za rok? Raczej nie…raczej… kto wie, bo Krynica-Zdrój podczas Festiwalu jest taka piękna.
Tak długie zawody wystawiają biorących w nich udział na dość duży stres. Podczas chwil spędzonych na trasie są różne myśli, te mądre i te głupie, a w większości przypadków po prostu myśli się o tym by trzymać tempo, by wyrobić się w zaplanowanym czasie, by kogoś dogonić lub przed kimś uciec. Wybaczcie, jeśli liczyliście na opis każdego biegu, każdego metra rywalizacji. Obawiam się, że taka relacja nie miałaby końca, byłaby w 90% bardzo głupia ( bo oparta na moich myślach ), a przede wszystkim niczego nie oddająca. To byłby wielki skrót, tak jak 20 stronicowe opracowanie Trylogii…
Zaczęło nas 79 osób, skończyło 55, ja byłem 20.
Na mecie po raz pierwszy poczułem się wyjątkowo. Organizator ( Dyrektor Festiwalu był jednym z uczestników, który ten bieg z nami ukończył ) zadbał o to by kibice wiedzieli jaki to był wysiłek i ile to nas kosztowało, zarówno tego pierwszego jak i pięćdziesiątego piątego. Był pamiątkowy medal, koszulka finiszera, zdjęcia, przybijanie piątek. Bieg kosztował mnie dużo, teraz to czuję. Czy się zapiszę za rok? Raczej nie…raczej… kto wie, bo Krynica-Zdrój podczas Festiwalu jest taka piękna.
Tak długie zawody wystawiają biorących w nich udział na dość duży stres. Podczas chwil spędzonych na trasie są różne myśli, te mądre i te głupie, a w większości przypadków po prostu myśli się o tym by trzymać tempo, by wyrobić się w zaplanowanym czasie, by kogoś dogonić lub przed kimś uciec. Wybaczcie, jeśli liczyliście na opis każdego biegu, każdego metra rywalizacji. Obawiam się, że taka relacja nie miałaby końca, byłaby w 90% bardzo głupia ( bo oparta na moich myślach ), a przede wszystkim niczego nie oddająca. To byłby wielki skrót, tak jak 20 stronicowe opracowanie Trylogii…
PS
Dziękuję swojej Kasi za bycie, pomoc, troskę i
kibicowanie, Ekipie Maratonu Lubelskiego, która dopingowała ( najbardziej
zaskoczyliście mnie swoją obecnością pod Jaworzyną, pomogło ), którzy
wspierali z Lublina: Oli, Darkowi, Karolowi, Pawłowi i Rafałowi oraz wszystkim, którzy trzymali kciuki i dobrze mi życzyli. Odprawa |
Na mecie 15 km - IRON był puszczany 5 minut po "normalnej" piętnastce |
Końcówka Maratonu |
Tomasz. Bez włazidupstwa ogromny szacun. Mogę sobie tylko wyobrażać ile zaparcia trzeba było mieć żeby stawać na kolejnych liniach startu. Insane head and iron legs.
OdpowiedzUsuńDzięki Kolego :)
Usuńboli mnie myślenie o tym co zrobiłeś, GRATY!!! AŁA!!! WARIAT!!! Zazdroszczę wspomnień tego wyczynu.
OdpowiedzUsuńjesteś Bogiem....
OdpowiedzUsuńGratulacje!!! Wypatrywałam Cię na przepaku na 30 km, ale pewnie śmignąłeś dużo wcześniej niż my się tam pojawiliśmy :)
OdpowiedzUsuń