piątek, 29 listopada 2013

Relacja z ultramaratonu górskiego Chudy Wawrzyniec




Przedstawiam subiektywną relację ze swojego pierwszego Ultramaratonu górskiego Chudy Wawrzyniec, który odbył się w Beskidzie Żywieckim 10 sierpnia 2013 na dystansie ok 85km, przewyższenie 3300m. Pod tytułem Złudzenia. Tytuł nadałem nie bez kozery. Złudzeń było kilka większość przed biegiem, za to po biegu nie miałem żadnych – muszę dużo więcej i mądrzej trenować ale po kolei.
Zaczęło się niezbyt pomyślnie – zapomniałem telefonu komórkowego, do startu zostało 5 minut…wszytko przez nerwy i brak snu. Od popołudnia w piątek do około 3 nad ranem w sobotę jest nieustająca burza nie mogę zasnąć. Poprzednia noc, jakże ważna, spędzona w podróży. Telefon w ostatniej chwili przyniosła mi Kasia. Wreszcie mam wszystko, tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. 3,2,1 start!

Jak na bieg ultra po górach czołówka startuje mocno. Biegnę swoje. Trochę ludzi mnie wyprzedza ale wiem, że nie mogę dać się ponieść emocjom. Po 5km asfaltu w Zwardoniu skręcamy na Rachowiec. Pierwszy poważny podbieg. Zawodnicy przede mną przechodzą do marszu, ja próbuje biec, muszę przy tym mijać, biegnę nie wygodną ścieżką – nie ma sensu się szarpać, przechodzą do marszu. „Trzeba było szybciej pobiec po asfalcie to miałbyś teraz więcej miejsca” – przepadło idę za wszystkimi.


Złudzenie nr 1 – przed biegiem zakładałem, że będę jak najdłużej biegł pod górę – nawet jak Ty masz siłę biec a ktoś przed Tobą przechodzi do marszu automatycznie Ty również idziesz – przede wszystkim na początku biegu.


Dwa dni przed zawodami opracowałem misterny plan czasowy maksymalny i optymalny. Wszystko mam zakodowane w głowie w jakim punkcie trasy mam być o której godzinie. Na Rachowcu melduje się po 73 minutach – jest OK. Zbieg dość stromy. Dalej Kikula i długie podejście na Wielką Raczę, na którym po raz pierwszy poczułem brak kijków.


Złudzenie nr 2 – nie planuj za dużo w górach

Złudzenie nr 3 – kijki jednak by się przydały


Schronisko na Raczy nie siadać, nie stać. Szybkie picie, banan i dalej w drogę. Jest mi zimno, zaczynam dzwonić zębami a to dopiero przełęcz Przegibek 37km. Nie wiem co robić, czy zostało mi tylko podejście na Wielką Rycerzową i w dół do mety czy biec dłuższą pętlę. Dzwonię do Kasi, która miała czekać na mnie na przełęczy Glinka powiedzieć jej by schodziła do mety, że nie dam rady 85 km, że jest mi zimno, źle i nie dobrze…nie odbiera…

Luty 2013 wiem, że szybkie ( subiektywnie ) bieganie w tym roku już za mną. Skręcenie kostki plus jakiś paskudny wirus skutecznie pozbawiły mnie dwóch miesięcy z zimowych przygotowań. Trzeba zrobić coś nowego. W górach byłem, jestem obecny od dawna. Od Tatr po Alpy i Pireneje, jednak na bieganie po górach zdecydowałem się dopiero w 2012 roku.


Hala Lipowska w zimie
Telefon od mojego Kolegi Darka: „Zapisałem się na stówę w Krynicy” przeważył szalę. Wybór był dość prosty – Chudy Wawrzyniec. Odpowiadał mi termin, bardzo lubię Beskid Żywiecki. Nie bez znaczenia w przypadku debiutu jest to że nie trzeba się deklarować co do wielkości dystansu, który się chce przebiec. Trasa do 40km jest wspólna dla obu dystansów 50km+ oraz 80km+.

Złudzenie nr 4 – górskiego ultra nie można traktować w sensie „mam słaby sezon, nie jestem przygotowany szybkościowo to sobie pobiegnę ultra” – błąd. Do ultra musisz mieć wszystko wytrzymałość, siłę i szybkość.


Z mieszanymi uczuciami opuszczam Przełęcz Przegibek ( niezdecydowanie w biegach ultra to nic dobrego ). Wielka Rycerzowa ok. 40km trasy i wielki wybór. Jestem tu dość późno ok. 10:50, muszę zdecydować. Może jednak lepiej w dół, za maksymalnie 90 minut będzie po wszystkim. Boje się tego, że mogę nie zmieścić się w limicie…tak stoję ze dwie minuty. „K…a nie przyjechałeś tu biegać 55km” dopinguje sam siebie i skręcam w prawo na dłuższą trasę.


Hala Rycerzowa
Hala Rycerzowa
 Po powrocie z zimowego wyjazdu nomen omen w Beskid Żywiecki zacząłem przygotowanie do sezonu. Ma się dziać, w czerwcu odbędzie się Pierwszy Maraton Lubelski. W między czasie były: Półmaraton w Pradze, GP Polski Środkowo-Wschodnie, 10km w Sandomierzu, Maraton Lubelski – jako zając i Visegrad Maraton.
Wspominana na początku burza zrobiła swoje. Stoki w drugiej części trasy zmieniły się w błotne lodowiska. Przed biegiem wyglądałem jak żywa reklama, buty: Brooks Cascadia, odzież: Compressport, plecak: RaidLight Ultralight Olmo, teraz jednak prezentowałem się dość żałośnie. Wdrapywałem się prawie na czworaka starając się nie ześlizgnąć. Czułem się jak w wielkiej wannie mały pająk starający się wyjść na jej brzeg. Najlepsze było jednak dopiero przede mną – zbiegi. Choć słowo „zbieg” jest tu zdecydowanie nad wyraz. Starałem się nie tracić równowagi na zbyt długi czas, przytrzymując się krzaków, drzew etc. Proceder taki powtórzył się jeszcze trzy krotnie aż do zejścia z Oszusta. Na tym dość krótkim odcinku straciłem około 40 minut…

Moje treningi do ultra zacząłem od marca. Każdego miesiąca przebiegałem ok 320-340km. Z wyjątkiem lipca gdzie było 480km. Do Chudego wziąłem udział w 10 zawodach w tym dwóch maratonach i jednym półmaratonie. Ostatnie 7 tygodni to dużo krosów, siły biegowej i długich wybiegań 30km/30km a w najdłuższej kombinacji sobota – niedziela 46km/41km. Sporadycznie asfalt, zero kostki. Trochę treningów na zakładkę rower/bieganie.


Złudzenie nr  5 – aby dobrze biegać w ultra trzeba nie tylko trenować bieganie. Potrzebna jest siła pleców, rąk, brzucha, karku etc. Do tego rower, basen no i odpoczynek najlepiej aktywny: pływanie, sauna tylko na pracę mało czasu zostaje…


Zbliża się 60km rywalizacji z samym sobą. Odżyłem i pokonuje dystans biegiem. Wbiegam na Przełęcz Glinka – wiem, że ukończę – pije, jem słodkiego wafelka i biegnę/idę dalej. Na podejściu pod Krawców Wierch spotykam się z Kasią, krótka rozmowa. Byłem trochę zdenerwowany i podobno mało sympatyczny… na mecie przeprosiłem…Rozwidlenie szlaków, prosto w kierunku Pilska w lewo do Schroniska na Rysiance – ostatnie 18km. Schronisko 70km trasy – 15km zbiegu przede mną. Kolana od jakiegoś czasu sugerują brak zadowolenia z tak pięknego i wesołego sposobu spędzania wolnego czasu jakim jest bieganie. Bardzo ciężko mi się zbiega, stawy i mięśnie mocno ucierpiały na błotnistych podejściach i zejściach. Dzielę dystans, 9 minut biegnę 1 minutę idę, po prawdzie mój bieg niewiele się różni od marszu ale bardzo mi to pomaga. Od Rysianki minęła już prawie godzina, widzę punkt kontrolny z dużą cyfrą „8”.Myślę „ k…a jeszcze 8 km” na szczęście okazało się że to numer punktu kontrolnego a do mety zostało 3.5km. Na około 2km od mety widzę z góry Ujsoły z wieżą kościoła, tam jest meta. Po 85km, 13godzinach 56 minutach straciłem swoje ultramaratońskie dziewictwo.

Meta, medal, drożdżówka, kilka zdjęć. Mój plan to było złamanie 13 godzin nie udało się, wiem gdzie popełniłem błędy. Wrócę lepiej przygotowany.


Złudzenie nr 6 – dobra nowina dla wszystkich z problemami z kolanem. W 2009 potrącił mnie samochód. Zerwane więzadło krzyżowe i pęknięta łękotka długa rehabilitacja a jednak da się to przezwyciężyć i da się biegać.


Podsumowanie: O imprezie napisano już wiele. Ze swojej strony dodam: super organizacja, oznakowanie trasy, wspaniały wolontariat.

Podziękowania: Kasi – za cierpliwość, bycie i wsparcie Moim Przyjaciołom: Konradowi, Darkowi, Rafałowi – za pomoc w treningu, wspólne bieganie, motywację, dobre słowo.

Tomek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz