poniedziałek, 4 listopada 2013

Centralny Szlak Roztocza w 3 dni.



Już jest dobrze. Leżę w łóżku. Nie muszę biec. Przez okno słyszę Mszę Świętą… wiem, miałem iść… nie mam usprawiedliwienia. Jestem w Radecznicy na Roztoczu. Ojciec Zenon przyjął mnie iście po królewsku. Pokój z łazienką, jedzenie, mleko ale nie sklepowe tylko wiejskie, takie jak kiedyś piłem u moich Dziadków na wsi. Przeraził się tylko Bidulka jak na pytanie: Gdzie jest mój rower? Odpowiedziałem: nie mam roweru, przybiegłem tu z Szastarki.





Pierwszy dzień Tryptyku Roztoczańskiego za mną. 46km prologu. O przebiegniętym kilometrażu przypominają mi teraz miarowo pulsujące kolano i przyczep Achillesa ale zrobienie Centralnego Szlaku Roztocza 144 km Szastarka – Bełżec (kolor niebieski) przez 3 dni – jest warte poświęcenia.


Wyruszyłem o 9 rano z Szastarki by po 30 minutach stracić z oczu szlak. W tej okolicy znakowanie jest bardzo kiepskie, zamiast biec trzeba wypatrywać, kluczyć, zawracać etc. Bardziej instynktownie dobiegłem do Błażka a dalej to już „z górki”: Batorz ( znajoma ławeczka – kto był ten wie ), Otrocz – chwile stoję by nie siać zgorszenia w kondukcie pogrzebowym, Huta Turobińska – Kościół bardzo znajomy – kto był ten wie. Od tego miejsca 17km do Radecznicy a od Szastarki 3 godziny biegu. Bratam się z miejscową społecznością przy jedynym otwartym sklepie, ba nawet mamy jednego wspólnego znajomego – kto by pomyślał…Dalej lasy, wąwozy, pola, już tu byłem ale ciągle mnie to zachwyca. Roztocze jest i leśno-wąwozowe i polno-przestrzenne, jest piękne. Mijam wieżę widokową i dalej aby wybiec z lasu przed zmrokiem. Udało się, 1,5 km ostrego zbiegu, biegnę 300m a dalej idę nie mam już dziś siły…
Przebieram się, jem, długi prysznic a dalej to już wiecie…, leżę w łóżku.
W kominku już dawno wygasło a paliło się niewiele dłużej niż 20 minut. W pokoju nie ma więcej niż 12C…, jak ultra to ultra. Dodatkowo pościeli nikt nie wietrzył – nie mówiąc o praniu – chyba od końca wakacji. Jest specyficznie pachnąca i wilgotna. Nie narzekam, przynajmniej kominek wg właściciela ma ponad 100 lat i jest szwajcarski. Jednak teraz wszelkie niedogodności są zupełnie nie ważne. Fajne są dwa pieski, gospodarz miły, widziałem pod koniec dnia jelenia a wcześniej zad łosia…, ach fajnie jest.
  Koniec drugiego etapu – 52km, razem 98km zaś do mety tylko 46km. Dziś było bardzo samotnie – przebiegałem przez zupełnie puste tereny same ugory i pola. Dobrze mi się biegło, choć pod koniec wymęczyły mnie górki o wysokościach 330-340m n.p.m. niby nic wielkiego ale jednak dają w kość. Nie napisałem najważniejszego. Spędzam noc w miejscowości Potok Senderek a właściwie w Senderkach, lekko zapomnianej wsi (choć są tu i takie, które do dziś nie mają prądu i kanalizacji a przez ich środek biegnie droga piaskowa).

 W Senderkach wydobywało się kamień, dookoła jest pełno nie czynnych sztolni, które aktualnie służą tylko jako zimowisko dla kilkunastu gatunków nietoperzy. Klimat bardzo przypomina bieszczadzki…. kończę już pisać bo mi dłoń zmarzła…
 Noce na wsi są bardzo specyficzne. Bardzo ciche i czarne jak smoła. Lubię je, jednak odetchnąłem z ulgą gdy zaczęło świtać. W pokoju było dość rześko, idealna temperatura do leżakowania ale dla Wladimira Lenina. Średnio wypocząłem ale cieszę się na nowy dzień i trochę mi też smutno, że dziś to ten ostatni etap i ostatnie 46km…
 Wybiegłem o 7:20, pożegnałem się z gospodarzem i dwoma pieskami obdzielając je solidarnie moim ostatnim kotletem. Tempo mam dobre ale nie o to chodzi. Chcę nacieszyć się krajobrazem, ludźmi, spokojem…Góra Kamień z ostańcami na szczycie, wieś Róża, w której ”sklepu nie ma ale piwo można kupić” oraz najwyższy szczyt Roztocza Środkowego – Wapielnia 385m to już za mną.
 Z pustym bakiem ale z optymizmem wkraczam do wsi Ulów, w której „raczej jest sklep”. Sklep jest a i owszem ale zamknięty a Pani Właścicielka „nie wyjdzie bo ma gości”. Zupełnie na lekko kończę ostatnie 20km. Szlak około 2km od Ulowa jest trudny w nawigacji z powodu budowy drogi przez las i związanej z tym wycinką drzewostanu.
 W harcerstwie nie byłem ale daję sobie radę. Po drodze próbuję swojego pierwszego włamania do koparki w celu przywłaszczenia butelki wody. Stety/niestety kiepski ze mnie włamywacz. Wyschnięty na wiór dobiegam do „mety”. Koniec, to wszystko stało się już wspomnieniem.





Dziękuję mojemu Przyjacielowi Konradowi, który odpowiednio mnie zmotywował przed wyjazdem, przyjechał po mnie specjalnie z Lublina i odstawił pod samą klatkę!
Przyjechał z całą siatką jedzenia.

Trzy piękne dni, trzy różne od siebie trasy połączone w jedną niezwykłą przygodę pod nazwą Centralny Szlak Roztocza.
Długość 144km, przebiegnięty solo od 1 do 3 listopada 2013.
Tomek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz