wtorek, 30 września 2014

…Pustka… Siostra Ciszy


Roztocze Południowe, jakże inne od dobrze poznanych okolic Zwierzyńca, Krasnobrodu, Szczebrzeszyna. Kraina pełna legend, czarów, świętości. Tygiel kultur i wyznań, nieraz skłóconych ze sobą za życia a po śmierci połączonych jednym miejscem pochówku. Ot po prostu w lesie, na skraju jak i w głębi, na polach… krzyż bruśnieński , symbol śmierci i przemijania , jest jedną z dzisiejszych atrakcji  południowo-wschodniego pogranicza. Atrakcją zniszczoną, obłamaną, rozsypującą się, gdzie nie gdzie odrestaurowaną…podobnie jak tutejsze cerkwie. Nieliczne zadbane i odnowione, inne podparte sztachetami by się nie zawaliły lub „poprawione” na kościoły rzymsko-katolickie.


Na pierwszy rzut oka nie znajdziemy tu nic ciekawego. Dookoła pustka i wielka bezludna przestrzeń. Jednak gdy rozejrzymy się dokładniej cała skrzynia skarbów stoi przed nami otworem. Ostańce: Wielki Dział i Goraje ( najwyższe wzniesienia na Lubelszczyźnie ), drzewa zaklęte w trzeciorzędowe skamieliny,  tajemnicze kręgi kamieni jak Diabelski Kamień lub Świątynia Słońca, krystaliczne źródełka i kaskady wodne to wszystko i wiele więcej wraz ze wspomnianymi kopułami cerkiewnymi i krzyżami dawno zapomnianych mogił tworzą unikalny klimat. Do tego dodam Linie Bunkrów Mołotowa i już można sobie w pewien sposób  to wyobrazić.
Obejrzeć te cuda wcale nie jest łatwo. Brak komunikacji a nawet dróg, dość rzadka infrastruktura turystyczna ( bardzo małe zaludnienie tego rejonu wahające się od 10 do 20 osób na kilometr kwadratowy ) nadal czynią te „Małe Bieszczady” słabo poznanym przez szersze grono turystów miejscem.
Kilka słów o naszym biegu. Start i meta w Lipsku pod Narolem. Plan był taki by pobiec zielonym szlakiem przez Pizuny na Wielki Dział, następnie w stronę Werchraty przez Goraje i Monastyrz ( prawda, że te nazwy są piękne i tajemnicze? ), naszą metą tego dnia był Horyniec Zdrój. Nie pierwszy raz podczas tej wyprawy opuściliśmy szlak. Inną niż zamierzona drogą dobrnęliśmy do Woli Wielkiej. Do zobaczenia jest cerkiew z 1755 r. mocno zaniedbana i ciągle niszczejąca jak i cmentarz. 



Cerkiew w Woli Wielkiej


Krzyż na cmentarzu pod cerkwią


Cerkiew i cmentarz

Dalej niebieskim szklakiem pobiegliśmy w stronę Wielkiego Działu ( 390m n.p.m. ) 


Na szczycie :)
następnie zielonym w stronę Długiego i Krągłego Goraja ( 391 i 389 m n.p.m. ) i wzgórza monastyrskiego. Co prawda ruiny dawnego klasztoru są ogrodzone i nie ma do nich dostępu ale możemy zobaczyć miejsce po samotni św. Brata Alberta.

Zagubione krzyże bruśnieńskie


Miejsce po samotni św. Brata Alberta
Długim zbiegiem dostajemy się do Werchraty. Jakże zawiła i bolesna jest historia tej sołeckiej wsi położonej w Dolinie Górnej Raty. Pierwsze wzmianki o tej osadzie datowane są na rok 1444. W czasach bardziej nam współczesnych wieś zmieniała nazwy kilkukrotnie od Wierzchraty poprzez Boguszów aż na obecnej nazwie skończywszy. Działalność UPA jak i Akcja Przesiedleńcza „Wisła” skutecznie przetrzebiły ludność tu zamieszkującą. W 1939 r. było 6093 osoby, w 1950 r. 393, zaś obecnie ok. 480 – co daje najmniejsze zaludnienie na kilometr kwadratowy – 11 osób…Gawędzimy z miejscowymi w jedynym sklepie, jak ciężko tu żyć, że młodzi wyjeżdżają, nie ma perspektyw ani rozrywek ale też im trochę zazdroszczę tego spokoju…



Okolice Werchraty. Fot.archiwum Tomasz Michalak


Okolice Werchraty. Fot.archiwum Tomasz Michalak


Okolice Werchraty. Fot.archiwum Tomasz Michalak
Krajobraz po PGR...


Dawno opuszczone budynki przy PKP w Werchracie
Czas na nas, po niespełna godzinie zielony szlak poszedł sobie w bliżej nie określonym i niewiadomym dla nas kierunku…szlak w jedną a my w drugą. Z większymi lub mniejszymi przygodami docieramy do Horyńca Zdrój. 



Tutaj mała dygresja. Celem jeśli można tak napisać tego blogu jest pokazanie pięknych miejsc, zainteresowania nimi Was Drodzy Czytelnicy. Nigdy nie reklamowaliśmy niczego za wyjątkiem przyrody. Teraz zrobię wyjątek. Kwatera, w której spędziliśmy noc. Bardzo sympatyczni ludzie a przede wszystkim kuchnia jaką serwuje Pani Domu jest genialna. W pokojach czysto, pościel i ręczniki świeżutkie i pachnące ( poszewka na kołdrę z rombowym wycięciem…jak dawniej u babci…) Jeszcze raz dziękujemy i będziemy polecać!


Z Gospodarzami, Horyniec Zdrój ul. Myśliwska 132
Kolejny dzień. Mglisty ranek. 







W drodze do Radruża




Konik Polski
Biegniemy do Radruża by zobaczyć zespół cerkiewny z XVI w.  jeden z piękniejszych drewnianych zabytków architektury sakralnej w Polsce. W skład którego wchodzą: cerkiew pod wezwaniem św. Paraksewy ( w środku polichromie malowane wprost na deskach, ikonostat został przeniesiony do muzeum w Łańcucie i Lubaczowie ), dzwonnica z przełomu XVI i XVII w. oraz cmentarz. Cerkiew ma charakter obronny, otoczona jest murem kamiennym i niegdyś czymś w rodzaju fosy.  Jest jeszcze druga cerkiew św. Mikołaja z początku XX w.


Cerkiew pod wezwaniem św. Paraksewy w Radrużu

Cerkiew pod wezwaniem św. Mikołaja w Radrużu. Fot archiwum Tomasz Michalak

Polichromia na deskach Fot. archiwum Tomasz Michalak


Polichromia na deskach Fot. archiwum Tomasz Michalak


Cmentarz za murami Cerkwi. Fot. archiwum Tomasz Michalak

Krzyż pod Cerkwią. Fot. archiwum Tomasz Michalak
Na nowo jesteśmy w Horyńcu, gdzie przyłączył się do nas kolejny uczestnik – mowa o psie, który przebiegł z nami ponad 27km…tak bardzo żal było się z nim rozstawać…




We wsi Podemszczyzna w lesie odnajdujemy stary cmentarz greko-katolicki. Liczne krzyże bruśnieńskie rozmieszczone na wzgórzu i bagnach…cały urok Roztocza Południowego…Tego nie da się opowiedzieć, moje mizerne zdolności pisarskie tego nie opiszą nawet w najmniejszym procencie. Trzeba tam pojechać, zostawić cały zgiełk miasta, odnaleźć ciszę i zatopić się w lasy i pola. Chcieć coś zobaczyć poza utartymi szlakami a z pewnością trafimy na wspaniałości tego regionu, może nawet sami znajdziemy skamieniałe drzewa, spenetrujemy bunkier lub natkniemy się na bardzo stare cmentarzyska.




Dalsza nasza droga przebiegła z dala od zamierzonego szlaku. Wylądowaliśmy przez stawach, gdzie jeden z nas coś znalazł dla siebie do jedzenia. 


Bezdroża









Dobiegliśmy do szosy, złapaliśmy stopa i wróciliśmy do Narola.
Przez dwa dni przebiegliśmy 80km. Niebawem znowu tam powrócę…

Poniżej ślady GPS z pierwszego i drugiego dnia:

Dzień pierwszy
Dzień drugi

5 komentarzy:

  1. Tomek... Twoje zdjęcia i opis tego co widzieliście i przeżyliście sprawia, że najchętniej spakowałabym się dziś i pojechała sama to zobaczyć... Zazdraszczam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak już pobiegniesz w tych wszystkich mejdżerach to Cię zabierzemy ze sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie była to pierwsza zaprawka prawie ultra. Równie piękna co momentami bolesna. Dobrze, że Tomasz w swojej subtelności i dobrym smaku pominął wszelkie epitety i złorzeczenia, które usłyszał po adresem swoim, niedostatecznie dobrze oznakowanych szlaków i my już tylko wiemy czego jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Brawo za dystans i brawo za relacje, bo solidnie przygotowana. Okolica dobrze mi znana z wakacyjnych wypadów i przyznaję szlaki tragicznie oznaczone. Szkoda, że nie udało Wam sie zahaczyć o żaden bunkier, bo niektóre całkiem dobrze zachowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :-) możliwość poprawki będzie w listopadzie.

      Usuń