poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Full Body Running



Bieganie to wyjątkowy prosty sport. Wystarczą buty, długie lub krótkie gacie, coś na grzbiet i jazda. To na początek, w miarę biegania apetyt rośnie, zegarek, lepsze ciuchy, udział w coraz to bardziej karkołomnych i egzotycznych biegach…bla bla bla…Tak naprawdę to łomot można sobie sprawić wszędzie i w czymkolwiek się nie biegnie, ale to jest kwestią charakteru, a tego jedynego nie można kupić w sklepie.
Ostatnia niedziela była świadkiem niezwykłej siły woli, determinacji, dążenia do celu i odrobiny ryzyka, którą podjęli Paweł i Karol. Dyszka do Maratonu – edycja dwudziesta, początkowe 4 km biegu pominę, nie działo się nic nadzwyczajnego, grupka biegła po 3:42-3:44/km. Pierwszy nie wytrzymał Karol i ruszył do przodu. Tylko Paweł dotrzymał mu kroku i dwójeczka systematycznie oddalała się i połykała kolejnych biegaczy. Tempo się ruszyło. 5 km w 18:26. Ale druga piątka to był majsterszczyk. Chłopaki jak prawdziwi zawodowcy biegli po zmianach, ładnie wycinając zakręty. Pełna współpraca. Na 2,5 km do mety Paweł ruszył mocniej, zostawiając Karola. Od tego momentu do mety minął 10 lub więcej zawodników. To była prawdziwa walka, grymas na twarzy był ogromny. Z boku podobno wyglądało to tak jakby zaraz miał umrzeć lub co najmniej się przewrócić. Dodatkowo Natrętny Duch podszeptywał, poganiał, dopingował „jak do nich dobiegniesz to wyprzedzaj od razu, żeby nawet nie pomyśleli o walce z Tobą” , „napierdalaj z całych sił”, „kto jest kurwa najlepszy jak nie TY?” Mało to wyszukane, ale Dobry lub Zły Duch jest typem spod ciemnej gwiazdy. Ostatni podbieg, rozlega się dookoła „pochyl się odrobinę, ręce mocniej, kurwa mocniej” „wiem, że boli, ale jest szansa na 35:XX, dalej, dalej” Na macie ktoś zasłania zegar, Duch mało co nie zleci z siodełka roweru wypatrując oficjalnego czasu, jeden z dwóch głównych bohaterów już nic nie widzi…36:08 netto. Paweł od razu za metą szuka gleby, Karol podobnie…Drugie pięć Pawła w 17:42.

Paweł: 36:08

Karol: 36:59 



Najs dżab. 
Bardzo dużo biegów widziałem, zarówno od środka jak i na zewnątrz. Sport to nie jest moje zainteresowanie, hobby, pasja. Sport to moje życie. Epickie pojedynki największych gwiazd lekkiej atletyki, kolarstwa o tym mógłbym rozmawiać godzinami. Zaś ostatnia niedziela to definicja amatorskiego sportu wytrzymałościowego, o którym jeszcze długo będziemy rozprawiali.

1 komentarz: