poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Bieg Szlak Trafi 2014 r.


W sierpniu tamtego roku miałem przyjemność wystartować w pierwszej edycji organizowanego w Parchatce biegu. Okolicę i atmosferę biegu wspominam bardzo pozytywnie, więc w tym roku przebierałem nogami pod suto zastawionym imprezami biegowymi stołem, nie mając wątpliwości, że pobiec po prostu muszę. Gdybym miał wskazać dwa najbardziej wyczekiwane starty sezonu letnio - jesiennego 2014r. to oprócz Wrocław Maratonu na którym chcę wyrównać rachunki z tym dystansem Parchatka była by na drugim miejscu.
O ile do Wrocławia podchodzę jak do pełnej cierpienia bitwy to bieg po lessowych wąwozach kojarzy mi się z czymś relaksującym i w pewien sposób odpoczynkowym. Odpoczywa głowa, bo podczas biegu nie można myśleć o niczym innym niż pokonywaniu na bieżąco kałuż, błotka na zbiegach, dołków, podbiegów i pokrzyw. Pełna koncentracja cały czas. Odpoczywają oczy bo przez ponad godzinę intensywnie wpatrują się w otoczenie w którym dominują wszelkie odcienie zieleni i brązów. Wydaje mi się że w moim przypadku odpoczywają nawet nogi, bo wysiłek różni się nie tylko od tłuczonych po asfalcie kilometrów ale nawet od krossów, które w ostatnich tygodniach zwykle z Tomkiem robiłem w sobotę. 
W tym roku zaproponowano dwa dystanse: 7 i 14km. Zdecydowałem się na ten dłuższy. Organizatorom chyba trudno było się zdecydować który bieg puścić najpierw, bo w pierwszej wersji siódemkowicze mięli startować o 11:00, a dłużsi o 11:10. Stało się całkiem odwrotnie. Patrząc na wyniki na jednym i drugim dystansie przy założeniu że początek trasy jest ten sam dobrze się stało. 
Już na pierwszych kilkuset metrach widać było że będzie ciekawie. Kałuże i błoto. Większość jeszcze stara się omijać. W bagażniku miałem dwie pary butów: nowiutkie pachnące nowością i czerwonością kinvary oraz stare, rozkłapane nike z przebiegiem ponad 2000 km. Gdybym wybrał te pierwsze pewnie kilka razy pomyślał bym "szkoda", więc wybór tych drugich uznaje za wybór słuszny. Ciężko słowami opisać piękno wąwozów, którymi prowadziła trasa. Trudno chyba też na Lubelszczyźnie było by zorganizować bardziej wymagający bieg na tym dystansie nie używając do tego sztucznych przeszkód. Trzy podbiegi na których przeszedłem do marszu, w okolicach czwartego, szóstego i pod koniec siódmego kilometra. Na tym biegu uświadomiłem sobie, że zbiegać trzeba umieć. A ja po prostu tego nie potrafię robić. Świadczy o tym fakt, że z reguły na podbiegach wyprzedzałem ja, a na zbiegach byłem wyprzedzany. Na początku myślałem że to może braku z obuwiu, ale to nie koniecznie była prawda, bo wyprzedzali mnie ludzie z zwykłych "szosówkach". Trasa miała kształt popsutej ósemki i przebiegała w taki sposób, że okolice startu i publiczność mijaliśmy po połowie trasy. 


Nie wiem jak doping odczuwali inni biegacze, ale mi dał mega strzał. Szczególnie kiedy usłyszałem, że jestem w pierwszej trzydziestce chęć wyprzedzania kolejnych zawodników zstąpiła na mnie (you know who you are). 


Informacja nie była chyba do końca prawdziwa, ale to chyba taki bieg w którym należy cieszyć się przede wszystkim okolicznościami przyrody a nie cyferkami na kartce z wynikami. Atmosfera bo biegu super. Organizatorzy zadbali o to, żeby uczestnicy za szybko się nie rozjechali. Był min. bieg pod górę no i losowanie nagród. Nie wiem jaki procent uczestników dostał nagrody, ale chyba całkiem spory. A nagrody... hmmm... ciekawe.

Mi oprócz damskiej polówki z napisem "Puławy", która poszła w piękne ręce trafił się parasol z napisem "Puławy" oraz czapka którą ze względu na styl i napis na pewno założę kiedy pójdę na koncert hip-hopowy w Puławach :D 
Podsumowując: fantastyczna atmosfera, piękna okolica. Warunki atmosferyczne takie, jakich można się spodziewać w lecie, ale do tego w przypadku Parchatki chyba trzeba się przyzwyczaić jako do elementu tego wydarzenia. Mam nadzieję, że przedsięwzięcie będzie z sukcesem kontynuowane w kolejnych latach. Nie wyobrażam sobie, żeby w moim kalendarzu biegowym zabrakło miejsca na kolejne edycje. 




5 komentarzy:

  1. warto było zdzierać gardło, żeby Wam kibicować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto było pobiec żeby usłyszeć takie krzyki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na jesienie będziesz mieć okazję zaprezentować swoją nową czapkę, więc szanuj ją do tego czasu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Warto pomyśleć nad maratonem "cały czas z górki" ;) Może gdzieś na Słowacji by się udało

    OdpowiedzUsuń