wtorek, 11 listopada 2014

Po prostu - Barcelona


Barcelona bez wątpienia jest Kobietą. Zaskakującą, niedostępną, o różnych obliczach i nastrojach. Żeby ją poznać trzeba cierpliwości i własnego spojrzenia na to co ma do zaoferowania. Choć ciężko tu o samotność to w niezliczonym morzu turystów musisz odnaleźć własne spojrzenie. Jeśli to zrobisz to już przepadłeś, zakochasz się w tym miejscu bez pamięci.
Nasze pierwsze spotkanie nie urzekło mnie, wspomniane tłumy ludzi – choć to końcówka października – Gaudi, którego nie mogłem  nigdzie dostrzec ( choć mieszkałem 400 m od Sagrada Familia )… byłem lekko zdegustowany. W następnych dniach coś się zmieniło, wyszedłem z tłumu, zrobiłem krok w przeciwną stronę, przestałem patrzeć, zacząłem dostrzegać. Gaudi w jednym momencie stał się genialnym architektem, który tworzył rzeczywistość za pomocą kształtu i światła, uliczki na Starym Mieście nabrały klimatu a wieczorne koncerty pod Katedrą to była czysta magia. Barcelona to Gaudi a Mistrz Secesji jak już wspomniałem to światło i kształt. Jego dzieła są niezrównane, wyprzedzające naszą epokę o lata świetlne.  Sagrada Familia, Casa Batllo, Casa Mila, Park Guell i wiele innych zdumiewa odwagą projektu, formą i użytymi materiałami.

Niedokończone Dzieło Życia Gaudiego czyli Sagrada Familia na zewnątrz poraża detalami, z których żaden się nie powtarza. Natomiast w środku jest dość surowa, monumentalna, trochę podobna do budowli gotyckich. Światła, które dostają się przez liczne witraże do wnętrza świątyni dopełniają dzieła. Kolory tańczą różnymi barwami tworząc nie widzianą dotąd przeze mnie grę światła i kształtu. Wraz z obrotem Ziemi wnętrze inaczej się oświetla…nie mogę tego opisać słowami… urzeczony spędziłem w środku prawie dwie godziny…












Casa Mila - uważana za najbardziej dojrzałe z dokończonych dzieł Gaudiego. Kamienica, której fasada nie jest podobna do niczego co widziałem, brak kątów prostych, jak wzburzone morze a na dachu dymy z kominów zmieniające się w „postacie” przypominające Rycerzy  lub w co tylko wyobraźnia nam podpowie.






Casa Batllo - kamienica Smok, sama sobą przedstawia walkę św. Jerzego z Bestią. W środku poraża dbałością wykonania detali oraz funkcjonalnością samego pomieszczenia. Bardzo duże okna, osadzone w ramach w kształcie piszczeli, które „wylały” się z wnętrzności smoka rozprutego mieczem. Fasada budynku zdobiona balkonami o wyglądzie czaszek, zaś sam smok leży na dachu. Jego łuskowate cielsko tworzy dachówkę kamienicy a przez jego oko można podziwiać Barcelonę.









Park Guell – to bajkowe domy, najdłuższa ławka świata zdobiona mozaiką z ceramicznych płytek i kolorowa salamandra. Park to bardzo dobre ale też i tłoczne miejsce do biegania. Ścieżki szutrowe, dużo podbiegów. Najlepiej wybrać się tam z samego rana lub późnym wieczorem.







Dzielnica Gotycka – Barri Gotic – pajęczyna ulic, uliczek, zaułków, barów i knajpek. Nasze ulubione miejsce na tym wyjeździe, spędzaliśmy tam wiele nocnych i mocno porannych godzin na odkrywaniu Barcelony tej bardziej schowanej przed turystami.





Montjuic – jedno ze wzgórz nad Barceloną ( 173 m n.p.m. ) wspaniałe miejsce do biegania, ścieżki ziemne jak i asfaltowe. Sztywne podbiegi wśród palm i oczek wodnych. Widoki zarówno na Barcelonę jak i Morze Śródziemne rekompensują wysiłek. Na szczycie zamek, niedaleko  Stadion Olimpijski i muzeum sztuki Katalońskiej. Wieczorem u jego stóp odbywa się pokaz fontann, światła i muzyki.











Park Cytadeli – kolejne znakomite miejsce do biegania. Jest płasko, tylko ścieżki ziemne. Wspaniała fontanna, dla ciekawych ogród zoologiczny a nieopodal Łuk Triumfalny.




Wzgórze Tibidabo – 512 m n.p.m. znakomity punkt obserwacyjny na miasto pod warunkiem, że nad Barceloną nie unosi się smog. Trochę jak nasza Gubałówka, na górze groch z kapustą: monumentalny kościół a obok karuzele, stragany…mało to wszystko do siebie pasuje. Dobre miejsce do zrobienia ciągłego biegu pod górę, z poziomu morza na szczyt po szutrowych drogach…miód dla biegaczy i kolarzy ( piękny asfaltowy podjazd ).


Wybrzeże – jeśli u nas biega dużo ludzi to na barcelońskim wybrzeżu biega ekstremalnie dużo osób. Młodzi, starzy, kobiety, mężczyźni, po prostu wszyscy. Promenadą wzdłuż plaży lub samą plażą. Można podziwiać wschód słońca, port, dobiec do pomnika Kolumba i dalej aż na wspomniany Montjuic.




Targ w Barcelonie – miejsce do biegania jest raczej słabe ale ile tam rozmaitości – ryby i owoce morza wszelkiego rodzaju, mięsa, owoce, warzywa, przyprawy, soki ( z moim ulubionym – z kokosa ). Można tu zobaczyć codzienne życie od kuchni, wizytę polecam obowiązkowo.








La Rambla – tu z kolei wizyty nie polecam, takie Krupówki lub Monciak, knajpy, pamiątki raczej tandetne i bardzo drogie, a przede wszystkim tłok, tłok i jeszcze raz tłok…no dobra raz można się przejść…Po jednej stronie ulicy mamy dzielnicę gotycką zaś po drugiej dzielnicę do której się lepiej samemu jak i w ogóle nie zapuszczać…oczywiście z moją Panią Żoną byliśmy i tam, bardzo wczesną godziną kiedy lokalsi jeszcze nie wytrzeźwieli a prostytutki czekały na ostatnich lub pierwszych klientów. Za wyjątkiem uciekających myszy nikt się nie spieszył tylko tubylcy patrzyli na nas dość podejrzliwie. Na szczęście nie musiałem odkrywać funkcji obronnej statywu fotograficznego…

Dużo zwiedzania, fotografowania, trochę biegania a wszystko to podczas sześciodniowej wizyty w pięknej stolicy Katalonii. Polecam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz