Jakiś czas temu oglądając na
YouTubie relację z jednego z ultra biegów górskich usłyszałem jak jeden z
uczestników w chwili euforii krzyczy: „kocham Falenicę”. Falenica to małe
miasteczko leżące pod Warszawą. Od 2007r. rozgrywają się tam „Zimowe Biegi
Górskie”, a przez cały rok warszawska brać biegowa podąża tam „łapać
przewyższenia”.
W dniu 13 grudnia 2014r. odbywał
się pierwszy z cyklu sześciu biegów rozgrywanych do marca 2015r. Zawody
odbywały się na pętli o długości 3,3 km. Przynajmniej wg. organizatora, bo mój
zegarek pokazał trochę mniej. Można startować na jedną, dwie lub trzy pętle.
Suma podana na stronie zawodów to 255m na 10 km, czy może trafniejszym było by
określenie trzech okrążeniach. Nie będę marudził, że mój zegarek pokazał mniej,
bo nie to jest najważniejsze. Były górki, był piach, a potem znowu górki i dwa
razy piach (w końcu to wydma falenicka). Była też dobra atmosfera. Z uwagi na dużą
ilość startujących zawodnicy startowali zależnie od deklarowanego czasu w
odstępach co dwie minuty. Limit jednej tury to 200 osób co na wąskich
leśnych ścieżkach przez dłuższy czas powodowało spory tłok. A jak tłok ustał
zaczęło się dublowanie wolniejszych biegaczy oraz biego-spacerowiczów. Większy
odstęp godzinowy startów mógłby ograniczyć ten drugi problem. Co ciekawe trasa
jest oznaczona w sposób stały, tzn. można na niej robić treningi przez cały rok
nie tylko na zawodach bez martwienia się o pomylenie drogi. Z tego co
zauważyłem większość biegaczy ze stołecznych stron mówiąc „Falenica” ma na
myśli właśnie tą trasę. Słyszałem nawet stwierdzenie „kultowa”. Mi Falenica kojarzy się z naszą "pętlą śmierci" w Starym Gaju, która na podobnym dystansie ma około 2/3 falenickiego przewyższenia.
Podsumowując: zawody to
przyjemny, wymagający kross w którym za symboliczną opłatą można pościągać
się w pięknych okolicznościach przyrody.
Jeśli miałbym Falenicę bardziej po drodze chętnie wziąłbym udział w kolejnych
biegach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz