wtorek, 19 maja 2015

Maraton, którego nie było...


Jakiś czas temu Zbyszek - kumpel ze składu Krasnystaw Biega zaproponował mi wyprawę na maraton do Skopje. Nie musiał mnie długo przekonywać.
Jedyny minus wyjazdu jaki byłem w stanie dostrzec to fakt, że tego samego  dnia miał odbyć się Maraton Lubelski, ale szybko udało mi się z tym pogodzić. Po prostu powiedziałem sobie dokładnie to co rok temu, że w ML pobiegnę za rok. Głównym organizatorem wyjazdu był Paweł, dzięki którego zaangażowaniu i doświadczeniu wyjazd się odbył, a ośmioosobowa ekipa w składzie Monika, Andrzej, Cyprian, Irek, Mr Rycyk, Paweł, Paweł i Zbyszek zwiedziła kawałek świata, wielokrotnie dostała odśmiechowego bólu brzucha i prawie pobiegła w biegu maratońskim... ale o tym później.  

W piątek nad ranem wylecieliśmy w Warszawy, żeby po drodze zwiedzić urokliwe Bergamo we Włoszech i wieczorem zameldować się z naszym VIP apartamencie w Skopje, do którego dotarliśmy busem opatrzonym dużym napisem "Vip Service". Na miejscu szybko przekonaliśmy się, że większość usług świadczonych turystom nosi przydomek "Vip". 

Na początek lekkie problemy z dostaniem się do apartamentu. Okazało się że mieszkamy tuż obok Parlamentu, pod którym policja czeka na demonstrantów. Później "chytra baba z Radomia", z którą zostają omówione szczegóły, oraz dopełnione formalności najmu też nie robi najlepszego wrażenia. Tego dnia udało nam się jeszcze nabyć walutę tj. denary macedońskie. Poprosiłem bankomat o 2000 denartów, za co mój bank naliczył mi kwotę około 130 złotych. Przy czym zakupy spożywcze obejmujące pieczywo, kawę, dżem, mleko, piwo i batony zapłaciłem 400 denarów. Ale reszta jaka została mi wydana... objętościowo naprawdę kupa kasy. Krótki spacer, a w apartamencie kolacja, browar i oglądanie demonstracji przez balkon... turyści. 



Dobrze, że jest WiFi. Po kilku chwilach wiem wszystko. Nie tylko Polska ma afery podsłuchowe. Demonstranci chcą zmusić rząd do dymisji. Jest to związane z tym, że  w ostatnim czasie szef opozycji opublikował treść podsłuchanych rozmów prowadzonych przez tysiące osób. Pełen pakiet: członkowie rządu, szefowie służb, dziennikarze, dyplomaci, sędziowie, przywódcy religijnych. Polityczni przeciwnicy premiera twierdzą, że treść rozmów obnaża autokratyczny charakter jego rządów, a także uwikłanie w korupcję samego premiera i jego najbliższych współpracowników. Jest głośno, ale spokojnie.

Sobota jest dniem zwiedzania. Po nieudanych próbach poruszania się komunikacją miejską. Decydujemy się wziąć dwie taksówki, które cenowo okazują się na tyle atrakcyjne, że poruszamy się nimi do końca pobytu w Skopje. Za 5 euro od jednego samochodu dojeżdżamy pod samą kolejką pod górą Vodno.







"Byliśmy na Vodno". Sformułowanie to ma przynajmniej dwa znaczenia. Mniej oczywiste wywodzi się z faktu, że góra stała się w pewnym czasie ulubionym miejscem par chcących bliżej przyjaźnić się w samochodach. Skala zjawiska była na tyle duża, że zostało to zabronione pod groźbą grzywny w kwocie 1500 euro. Wzniesienie (1 066 m) widoczne jest niemalże z każdego punktu miasta, a na jego szczycie znajduje się Krzyż Milenijny, który jest prawdopodobnie najwyższym tego rodzaju symbolem na świecie. Na szczycie raczymy się "skopskim" czyli lokalnym browarem, rozmawiamy o biegach (nie tylko górskich), żeby po chwili wytchnienia dać nura w miasto.

Meczet Mustafy Paszy. 
... również od środka.
W buciorach precz. 
Ruiny Fortu Kale...
... i widok roztaczający się z nich.
Posileni kebabem w muzułmańskiej części miasta dotarliśmy na Expo. Nie ma za bardzo czego opisywać. Mała ilość stoisk, jeszcze mniejsza zwiedzających. 



Rozpocząłem rozmowę z tymi ludźmi, ponieważ wyglądali, jakby mogli się liczyć w niedzielnym biegu. Twierdzili, że przyjechali po to, żeby wygrać i nie obawiają się konkurencji. Jakieś musiało być ich rozczarowanie następnego dnia.  A poważnie to James Emuria, Justus Kipchirchir Kiprono oraz Gladys Jepkurui Biwott - znani również z naszych biegów ulicznych. 

Pasta party jakościowo biedne: makaron z sosem pomidorowym z butelki. Ilościowo za to do woli. Udaje się zdobyć po "skopskim". Humory 10/10. 




Następny punkt wycieczki znajduje się za miastem. Dokładnie kilkanaście kilometrów na północy wschód. Kanion Matka. Przepiękny cud natury. Kilka minut spaceru od parkingu znajduje się sztuczna tama za którą powstał sztuczny zbiornik położony pomiędzy ścianami kanionu. Miejsce to można zwiedzać pieszo spacerując wykutymi w skale ścieżkami lub wodą. Wybieramy łódkę i przez najbliższe kilkadziesiąt minut rozkoszujemy się widokami... szmaragdowa woda, potężne skały we wszystkich odcieniach szarości, jaskinie (zwiedzamy jedną z nich), źródła, małe domki niemalże wklejone w skały. Prawdziwa uczta, której nie da się opowiedzieć, ani uwiecznić na zdjęciach.






Na twarzach już widać zmęczenie. W mieszkaniu robimy sobie własne, poprawkowe pasta party. Kładę się spać z myślą, że jutro przebiegnę swój wyjątkowy, bo dziesiąty maraton. Z taką myślą też się budzę i jjem z nią swoje tradycyjne przed maratońskie śniadanie. Po śniadaniu również myślę o biegu do chwili nie słyszę głosu Cypriana. Co on mówi? Przecież nie mogli odwołać biegu. Musiał znaleźć jakiś żart w internecie. Podajemy sobie jego telefon z rąk do rąk. Maraton odwołany. Jak to odwołany??? To nie jest możliwe. Idziemy na start. Widzimy demontowane podium. NIEEE. To jakiś zły sen. Tak się nie robi. Nie kiedy przemierzamy taki kawał drogi, żeby przebiec tu maraton. Jestem naprawdę zły. Dowiadujemy się, że o 9tej będzie można w okolicy startu odebrać medal i przebiec wspólnie symboliczny dystans. Przyczyną odwołania biegu były zamieszki, które wybuchły z sąsiednim mieście - Kumanovo. Grupa ponad czterdziestu albańskich terrorystów (jak podały media) opanowała posterunek policji, który był odbijany przez macedońską policję i wojsko. Zginęło kilku policjantów i kilkunastu terrorystów.

Około 9tej odbieramy medale. Klimat jest dziwny. Niby super radosny, ale coś ciężkiego jakby wisiało w powietrzu. W dużej grupie pokonujemy spacerowym tempem około 9ciu kilometrów.




Bieg kończymy minutą ciszy...


... i dopiero wtedy dopada mnie refleksja. Tej nocy zginęło kilkunastu ludzi. Dla ich rodzin zaczął się czas otchłani bólu i rozpaczy, a ich życie zmieniło się już na zawsze. Mogę się tylko domyślać jak czują się inni ludzie w tym kraju. Niepewność przyszłości, strach...? Pewnie jeszcze wiele innych uczuć, których nie bo mam szczęście żyć w kraju, który nie ma na szczęście już takich problemów. Jest mi do dziś strasznie głupio, że przez tyle czas myślałem wyłącznie tylko o tym, że odwołano mi bieg. Maraton w którym nie miałem robić życiówek, do którego specjalnie nie przygotowywałem się. Po prostu chciałem dobrze się bawić. Poczułem się jak dziecko, której histeryzuje, że zabrano mu zabawkę, a nie widzi, że w szerszym kontekście wydarzyła się tragedia. Postaram się z tego wyciągnąć lekcję.

Autorem większości powyższych zdjęć jest Paweł Ruszniak, któremu dziękuje za możliwość ich udostępnienia. 

1 komentarz:

  1. Ostatnie zdjęcie kojarzy mi się z Tour de France 1998 r. - tam też cały peleton siedział na drodze a pośrodku nich w bandamce i z bródką był Marco Pantani.
    Fajne miejsce ta Macedonia, mam nadzieję, że się tam sytuacja poprawi.

    OdpowiedzUsuń