poniedziałek, 8 czerwca 2015

Welcome to Hell


7 czerwca mała miejscowość na Polesiu postanowiła po raz kolejny „zamordować” biegaczy temperaturą.

Na Biegach Ekologicznych w Urszulinie jestem piąty raz. Trasa ta sama, czyli start spod szkoły w stronę Starego Załucza, tam nawrotka i meta pod szkołą. Razem 10 km, przyzwoicie zmierzone, także można się życiówkami z tego biegu chwalić. Trasa, jak to na Polesiu, płaska. Niewielkie zmarszczki urozmaicają bieg ale na pewno go nie utrudniają… Wszystko powinno sprzyjać szybkiemu bieganiu. Jednak jak to w życiu, są dwa małe ale… Po pierwsze – tam zawsze jest pogoda…dla kibiców, czyli minimum 30 C, po drugie, trasa na całych 10 km jest odsłonięta. Słonko znajdujące się w zenicie ( start jest o 12-tej ) praży dzielnie… a ostatnia niedziela to był najgorętszy dzień minionego długiego weekendu.
No trudno, jedziemy. W aucie jest nas czworo plus dwa psy. Na miejscu spora grupa biegaczy, bardzo mocnych biegaczy, na czele z Ukraińcami. Dużo znajomych. Rozmawiamy o pogodzie, o formie. Niektórzy trochę już wyluzowani po wiosennej kampanii biegowej, inni na fali wznoszącej ale każdy szuka cienia, pije i moczy łeb pod kranem. Trzeba wyjść ze szkoły na to piekło coś potruchtać. 


Truchtam samemu, parę przebieżek, niezbyt dobrze się czuje, tzn. wiem, że noga nie będzie mi podawała. Spiker, jak zawsze, wyczytuje każdego uczestnika z imienia i nazwiska. Kiedy nadeszła godzina 0 wszyscy się już zgromadzili na linii startu ( jako ostatni, z numerem 69 stawia się Paweł Głowacki ). Odliczanie i ogień… Bieg dość szybko się dzieli, Paweł poleciał do przodu z Maćkiem a ja biegnę w grupce z Karolem, Kubą i Adrianem. Długo się z nimi nie nabiegłem. Odstaję najpierw metr, dwa i za nim się obejrzę 50 m…no cóż, zostaje biec swoje. Mija mnie Tomek Falczyński, w zamian za to ja mijam jednego biegacza i tak bez przetasowań mija czas do nawrotki. Na patelni orientuję się gdzie jestem ( tzn. utwierdzam się, że jestem daleko ), kto prowadzi i gdzie jest Paweł. Paweł jest bardzo wysoko, widać, że noga mu idzie i nie odpuści. Nawrotka, picie i do mety. Pogodzony z marnym występem i nie zagrożony przez biegaczy za mną, trochę odżywam i zaczynam delikatnie odrabiać do poprzedzającej grupy. Sam nie wiem, czy ja odrabiam, czy chłopakom zaczyna się robić coraz bardziej „przyjemnie”. Niestety, Karol zaczął bardzo mocno słabnąć. Na dwa kilometry przed metą mijam Go, to było moje jedyne przetasowanie po nawrotce. Ostatni kilometr, niektórzy już na roztruchtaniu, a ja ciągnę ten bieg jak sierp z dupy. Koniec, meta, wylosowałem przewodniki po Poleski Parku Narodowym, SUPER!!! ( w Urszulinie każdy wygrywa – inni np. koszulę wizytową ).



Znajduję Pawła D., nie jest pewien ile nabiegał ale sądzi, że połamał 38 minut! Ostatecznie pobiegł 37:55 - ostatni kilometr wg zegarka w 2:49!!!!, zajmując 10 miejsce w klasyfikacji OPEN i drugie w kategorii M 30-39! Serdecznie mu gratuluje.


W kategorii Kobiet ( 5 km ) 4 miejsce w kategorii wiekowej zajęła Gosia O. – dostała za to medal i dyplom.
Swój wynik przemilczę, choć spodziewałem się słabszego występu – chyba lubelski maraton jeszcze w nogach siedzi, dodatkowo rower przez cały weekend – bo ładna pogoda i piątkowe bieganie z narastającą prędkością – bo jak tu odmówić koledze… zrobiły swoje - ale takiego dramatu to się mimo wszystko nie spodziewałem. Chyba pora kończyć pokazywanie się na zawodach i szukać endorfin po lasach i bezdrożach.
Jedna sytuacja bardzo mnie ucieszyła, mianowicie po długiej nieobecności, spowodowanej kontuzją, do grona zawodników wrócił Jan Murat, kiedyś bardzo mocny maratończyk – w 1979 r. w Maratonie Pokoju w Warszawie zajął 33 miejsce z czasem 2:31:23. Dużo zdrowia Janku!
Po biegu, w ramach regeneracji i integracji zrobiliśmy ognisko przy początku ścieżki Dąb Dominik. Były kiełbaski, kaszanka, ziemniaki pieczone, wego-burgery i trochę piwka. Było fajnie.
Wspólnie piekli siebie i kiełbaski na Polesiu: Gosia O., Gosia P., Edyta, Pola, Paweł G. ( posiadacz koszuli wyjściowej ), Paweł D. ( posiadacz sarkofagu, tudzież flakonu ), Tomek ( posiadacz słabej formy i największej kiełbachy z ognicha  )



 i dwa pieski - ten mniejszy na zdjęciu i Kropka.





1 komentarz:

  1. To był piękny dzień. Nie tylko biegowo. Z istotnych okoliczności dodał bym okulary z motywem motyla zbieżnym z tym umieszczonym na sarkofagu.

    OdpowiedzUsuń