niedziela, 10 kwietnia 2016

Maraton w Paryżu

The Schneider Electric Marathon de Paris – czyli jak ukończyłam Maraton w Paryżu


To była jubileuszowa, 40-ta edycja Maratonu w Paryżu.
Trudno oddać słowami atmosferę, która tego dnia panowałam w Paryżu: ponad 44 000 startujących, miliony kibiców na trasie, muzyka, radość, wzruszenie i ja :) To było niesamowite przeżycie!

Na maraton w Paryżu zapisałam się rok temu. Kiedyś spędziłam tu wiele miesięcy i pomyślałam sobie, że fajnie byłoby przebiec mój pierwszy "uliczny" maraton właśnie w Paryżu, najpiękniejszej stolicy świata. Zarejestrowałam się, zapłaciłam (100 Euro!) i otrzymałam numer startowy 65 363.

 
Rok minął szybko i tak 1 kwietnia 2016 r. wyruszyłam w podróż do Paryża.

W sobotę udałam się do Salon de Paris, gdzie należało odebrać pakiet startowy. Obawiałam się długaśnych kolejek, ale ludzie skupili się przy stoiskach zaraz przy wejściu. Mój wzrok przyciągnął wielki napis : „Coco vous invite” (Coco zaprasza) i uśmiechnięta twarz jednego z wolontariuszy. Oddałam Coco zaświadczenie lekarskie i przeszłam do kolejnych stoisk, gdzie odebrałam pakiet startowy. Zabrało mi to dosłownie kilka minut. Natomiast kilkadziesiąt minut zabrało mi zwiedzanie Salon de Paris, które niejako jest obowiązkowe :). Ruch jest jednokierunkowy, musisz przejść przez stoiska wszystkich wystawców, żeby wyjść. Rezultat był taki, ze zostawiłam u nich ze 100 Euro :) W międzyczasie odnalazłam się na ściance, na której umieszczono nazwiska wszystkich 57 000 osób zapisanych na Maraton. Niesamowite uczucie! 



 

  
 
Wszystko mi się podobało, zawiedziona byłam tylko pogodą. Lało, wiało a temperatura wynosiła ok. 5 stopni. Po prostu brrrr ... 

Po powrocie do domu moich przyjaciół niespodzianka. Odwiedził nas sąsiad Violi i Dominika – Max, który również startował w paryskim maratonie. Max jest niesamowity (wiem, że nadużywam tego słowa w tej relacji, ale nic na to nie poradzę :) ). Biega od ponad 40 lat, brał udział w maratonach i ultra maratonach na całym świecie a do tego jest wegetarianinem. Ukończył kilka edycji Marathon de Sables: 250 km w 6 etapach po pustyni w Maroku, Maraton w Nowym Jorku i wiele innych. Max przyniósł nam swoją kolekcję medali – niesamowite! :) 

Max i jego kolekcja medali!

Pokrzepiona wsparciem rodziny i przyjaciół oraz wspaniałym winem Dominika, przygotowałam strój startowy, licząc na to, że pomimo 5 stopni i deszczu, w niedzielę zaświeci jednak słońce. 


Budzik nastawiony i lulu. W środku nocy (przynajmniej tak mi się wydawało) obudził mnie sms: "a starting line' 42.195 km, 56 999 runners and you! Get up! Today you're going to be a part of the Schneider Electric Marathon de Paris legend". Od razu poderwałam się na nogi – pewnie, ze chcę zostać częścią legendy Maratonu w Paryżu!
Rano przecierałam oczy ze zdumienia: gdzie się podziały chmury i deszcz? Pogoda zmieniła się diametralnie, świeciło słońce i zapowiadał się piękny dzień. Bez problemu dotarłam na Avenue Foch. Organizacja super. Pomimo takiej ilości osób szybciutko oddałam rzeczy do depozytu i ustawiłam się w kolejce do siku - kluczowa sprawa :)


Wokół Łuku Triumfalnego przechodziły tłumy biegaczy z całego świata, ze wszystkich chyba kontynentów. Elita starowała o 8.45, a potem kolejne grupy. Moja strefa czyli wszyscy amatorzy, którzy realnie oceniają swoje możliwości na 4.30 i więcej miała startować o 10.15. Nad Champs Elysee wstawało słońce, a emocje rosły. Wokół mnie maratończycy nerwowo spoglądali na swoje zegarki, gdyż start się opóźniał. Ja się nie przejmowałam, bo zegarka nie miałam i chłonęłam tę wspaniałą atmosferę. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, byłam wzruszona i szczęśliwa, że oto zaraz wystartuję w maratonie w Paryżu. Cały czas nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
I wystartowaliśmy, jako ostatnia grupa. Minęło z 10 minut zanim przekroczyłam linie startu.
Ech co tu mówić, było przepięknie: słońce, zabytki mijane po drodze, niesamowici kibice. Nic tylko biec :)



No to biegłam. Udało mi się nawet wyprzedzić kilku czarnoskórych biegaczy :) Co chwilę słyszałam "allez Justina, bon courage!" - na numerach startowych były nasze imiona i w ten sposób kibice dodawali nam otuchy. Co kilka km rozstawiły się przeróżne zespoły, lub po prostu kibice ze wzmacniaczami, z których leciała gorąca muzyka. Co 5 km punkty żywieniowe: moje obawy, ze zabraknie dla mnie wody były niepotrzebne. Starczyło dal wszystkich :) Biegłam, a łzy kapały mi ze wzruszenia i ze szczęścia. Wspaniałe uczucie, które trwało ... ... do 30 km. 30 km przebiegłam w 3 h 22 min. więc jak na moje możliwości to całkiem dobry wynik. Po 30 km wszystko to co wcześniej mnie motywowało zaczęło mnie denerwować. Kolano bolało, miałam wrażenie, że nogi wbiły mi się w tyłek, buty były za małe, było za gorąco, za głośno. Gdy na 35 km sympatyczna, uśmiechnięta Pani krzyknęła" allez Justina, c'est deja pas loin, courage" (biegnij Justyna, już niedaleko, odwagi) miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz "k...wa jakie niedaleko, to jeszcze 7 km'", ;) na zmianę biegłam i szłam i marzyłam juz tylko o tym, żeby się wreszcie zatrzymać.


No i udało się. Po 42 km i 195 m, 5h i 4 min ukończyłam maraton w Paryżu. Popłakałam się ze zmęczenia, ze wzruszenia i radości i wpadłam w objęcia Violetty, mojej przyjaciółki. Viola razem z mężem Dominikiem oraz dziećmi Sebastianem i Gabrielem przyjechali, żeby zobaczyć mój finisz, pozbierać do kupy po biegu i cieszyć się razem ze mną.


Szampan dla zwycięzców w Cafe Berthillon - najsłynniejszej lodziarni w Paryżu:)
Byłam obolała, ale szczęśliwa. Ukończyłam Maraton w Paryżu! Incroyable!!! (co po francusku znaczy: niesamowite ;)

ps. dostałam jeszcze jeden sms od organizatorów: Finisher of the Schneider Electric Marathon de Paris 2016! you can be proud of yourself! have a good rest and see you next year! - myślę, że jeszcze kiedyś tam wrócę :)

3 komentarze:

  1. Mi najbardziej podobał się fragment opisujący bieg po 35 km :) Zabrakło mi tyko wątku dotyczącego Twojej walki przed wyjazdem, ale niech to pozostanie wyłącznie w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po 35 to już nie był bieg, tylko jakaś pokraczna walka o przetrwanie:). A walka przed wyjazdem była chyba jeszcze trudniejsza niż te ostatnie kilometry,dlatego te dwa fragmenty wolałam pominąć milczeniem :)

      Usuń
  2. Dobre miejsce na maraton, pogoda też dopisała. Gratulacje :)
    PS
    Rzeczywiście po 35 km aż do mety cisza w opisie jak makiem zasiał,a to taki przyjemny fragment maratonu :)

    OdpowiedzUsuń